sobota, 30 maja 2015

5.01 Jak kamienie na dziedzińcu LEVI!

#Levi hot piece of meat
Chciałem być dziś miły. Bóg mi świadkiem, chciałem. Ale widok tych piepszonych nierobów i syf, który po sobie pozostawili doprowadza nie do białej gorączki. Przemierzałem jeden z mniejszych dziedzińców zamku wyobrażając sobie, jak będę mył podłogi ich twarzami.
-Jaeger! Do nogi, ty parszywy…
-Levi! Levi! Levi! –usłyszałem zawodzący głos Hanji zanim zdążyłem zwymyślać tego szczeniaka. Przystanąłem na chwilę i obróciłem głowę w stronę, skąd dobiegał ten jazgot. –Levi! Levi! – Wyraźnie biegła, ale czego ta cholerna okularnica ode mnie chce, już i tak miałem zły humor. Jeśli to znów jakiś pomysł dotyczący tytanów, przysięgam wyrwę jej flaki.
Jak podejrzewałem wybiegła z za rogu. Zupełnie roztrzepane włosy powiewały na wietrze, a średnich rozmiarów piersi wesoło podskakiwały pod rozpiętą koszulą. Brązowe spodnie miała podarte na kolanach, jakby przed chwilą upadła. Ile razu jej powtarzałem, żeby nie zdejmowała sprzętu do trójwymiarowego manewru, zwłaszcza, gdy jesteśmy poza murami. Na mój widok uśmiechnęła się i pomachała brudną ręką, ale nie zwolniła szaleńczego biegu. Nagle z za tego samego rogu wyskoczył tytan, którego ostatnio dla niej złapałem. Czterometrowy odmieniec, teraz z widocznymi śladami trzymania w niewoli.
-Cholera. –warknąłem pod nosem odpalając sprzęt. Minąłem Hanji już w powietrzu, automatycznie szykując się do zabicia tytana. Tyle czasu zajęło mi złapanie go, a teraz padnie jak wszystkie inne.
-Nie zabijaj go! – Jej zdruzgotany, przepełniony adrenaliną głos przeszył powietrze. Coś we mnie drgnęło. Chciałem zmienić tor lotu, jednak był niesamowicie szybki, nawet jak na odmieńca. Chwycił moje ciało w swoją wielką łapę. Bardziej, niż zjedzeniem przez tytana przejmowałem się, czy wywabię później smród z koszuli. Dźgnąłem olbrzyma z przegub, zatapiając miecz aż po samą rękojeść. Gdy mnie wypuścił strzeliłem harpunami prosto w jego oczy. Zawył potwornie po raz wtórny, podczas kiedy ja za pomocą gazu obleciałem go o sto osiemdziesiąt stopni i idealnie wyciąłem kawał karku.  –Niee… -jęknęła przeciągle, po czym zaczęła powtarzać to samo słowo w kółko, jak mantrę. Z ciała buchnęła para zasłaniając dosłownie wszystko. Słyszałem tylko jej zawodzenie, coraz częściej przecinane szlochem. Ruszyłem w tamtą stronę obchodząc zwłoki, im bliżej byłem, tym coś ciaśniej ściskało mi wnętrzności. W końcu zobaczyłem Hanji, całą zalaną łzami, wręcz trzęsącą się z rozpaczy. Stanąłem tuż przed nią, a gdy mnie zobaczyła skuliła ciało, jakby przygotowana na cios. Prawda, powinienem się wściec, zacząć ją okładać, ale coś dziwnego siedziało wewnątrz mnie. Kopnąłem puste pudło stojące tuż obok, wywołując u niej jeszcze większy strach. Stanąłem na nim i korzystając z okazji, że zakrywała nad chmura dymu przyciągnąłem ją do siebie. Przez chwilę była oniemiała, sztywna, jednakże już chwilę później swobodnie wsunęła swoje (brudne) dłonie pod moją kurtkę zostawiając je na (białej) koszuli, tuż przy lędźwiach. Wtuliła policzek w wyrobioną pierś i znów załkała. Mocniej zacisnąłem na niej ramiona, teraz wydawała się taka drobna. Odetchnęła głęboko. W niewyjaśniony sposób poczułem, jak odchodzą od niej wszystkie troski. Nagle stanęła na pudle, jednocześnie wjeżdżając ustami w moje. Zupełnie mnie zamurowało. Natychmiast zabrałem z niej ręce i zeskoczyłem z pudła.
-Chyba na za dużo sobie pozwalasz okularnico. –prychnąłem, po czym bez patrzenia na nią odszedłem. Wokół zaalarmowana wrzaskami tytana, zebrała się już spora grupka osób, a wśród nich Petra. Miałem trzydzieści cztery lata i byłem najlepszym żołnierzem ludzkości, ale jej uległem. Ta wojowniczka posiadała uśmiech podobny do Isabeli, mojej najlepszej przyjaciółki, nawet można by powiedzieć młodszej siostry. Dlatego pozwoliłem jej się zbliżyć, poznać mnie lepiej, chociaż właściwie to ja poznawałem ją. A dzisiejszego dnia, ta cholerna okularnica wszystko spiepszyła. Zszedłem z oczu gapiom udając się do swojego biura. Byłem wściekły, a żołnierze podświadomie to czując opuszczali głowy i schodzili mi z drogi. Przed samym wejściem złapałem jakiegoś kadeta, który zaczął dosłownie lać w portki, gdy wydawałem mu rozkaz. Miał za zadanie sprowadzić wszystkich męskich członków mojego oddziału. Zarzuciłem kurtkę na fotel, odpiąłem sprzęt, po czym usiadłem w fotelu. Zaledwie kilka minut później do środka wszedł Jaeger i kilku mężczyzn zapewne wiedzących, co ich czeka.
-Melduje obecność wszystkich i gotowość do wykonywania zadań. – Jako pierwszy odezwał się Erd współpracujący ze mną najdłużej. Zapaliłem papierosa zatrzymując wzrok na każdym z osobna. Nieopięte guziki, zbyt luźno ściśnięte paski do manewru, plamy na mundurze. Co ta banda obdartusów w ogóle robi w moim biurze?
-Widziałem chlew, który dzisiaj był na bocznym dziedzińcu. – Przybrałem kamienną twarz wciąż nie dając możliwości spoczęcia. –Przecież wiecie, jak to mnie wkurwia. Za karę macie wysprzątać wszystkie kible w zamku. – Poruszyli się niespokojnie. Wiedziałem, że to im nie pasuje, nawet bardzo. Jednakże okazywanie niezadowolenia przed przełożonym, to oznaka braku szacunku. –Zrobicie to własnymi szczoteczkami do zębów. Jak skończycie, już za jednym zamachem umyjecie korytarze. Nie będę zbyt surowy i nie każę wam robić tego szczoteczkami. Odmeldować się. – Wypuściłem kłąb białego dymu satysfakcjonując się ich skwaszonymi minami. Gdy zamknęli drzwi za sobą każdy odetchnął z ulgą.
-Co go do cholery ugryzło? –ryknął jeden z nich. Od razu reszta zareagowała standardowym uciszaniem i zdaniami typu: Może cię usłyszeć. –Niedługo każe nam myć kamienie na dziedzińcu, bo są ubłocone. – Dopiero teraz rozpoznałem ten głos.
-Auroro! – Oczami wyobraźni widziałem jak zamarł. Serce stanęło mu w piersi na moment. Spojrzał przerażony w stronę drzwi modląc się do Boga, żeby to był tylko sen. –Zapraszam na chwilę. – Kiedy wejrzał do środka jego twarz była blada jak ściana, do tego oblana potem.
-K… Kapralu. –wyjąkał nieśmiało wchodząc do środka.
-Mówiłeś coś o kamieniach? – Przełknął głośno ślinę, a jego ciało przeszył dreszcz. –Jutro przed śniadaniem, osobiście sprawdzę poziom ich czystości, moimi ulubionymi, białymi rękawiczkami. – Zamknął oczy, jak kilkuletnie dziecko słuchające reprymendy zdenerwowanego ojca. –Bardzo bym nie chciał ich pobrudzić.


Ho Ho Ho niedługo kolejna część !

poniedziałek, 4 maja 2015

6.01 Emocjonalny niedorozwój

Opowiadanie na zamówienie: Skandynawska Girl
To dopiero pierwsza część, przewiduję jeszcze z 2... lub 3.
Zapraszam!



-Cześć maleńka. – Usłyszałam tuż nad uchem. Mówił mi to codziennie rano, tym swoim „uwodzicielskim” głosem. Zawsze próbowałam być dla wszystkich miła i z reguły mi wychodziło, ale ten zielony, chudy siedemnastolatek działał mi wyjątkowo na nerwy.
-Bestia! –krzyknęłam odsuwając się kilka kroków. –Jestem od ciebie starsza i tylko o głowę niższa, wciąż nie mogę pojąć, dlaczego nazywasz mnie „maleńka”. – Skrzyżowałam ręce pod piersiami lustrując wzrokiem chłopaka.
-Jesteś taka śliczna, gdy się irytujesz. – Przewróciłam oczami, po czym zaczęłam iść w stronę swojego pokoju. Wizja siedzenia z Bestią, sam na sam, w salonie przez dłużej niż kilka sekund wyglądała dość niebezpiecznie. Na nieszczęście ruszył za mną równie żwawym krokiem. –Co robisz jutro wieczorem kwiatuszku? – Z całych sił powstrzymywałam kąśliwą uwagę.
-A dlaczego pytasz? –wycedziłam. Błagam, niech ktoś wyjdzie na ten cholerny korytarz i mnie ocali.
-Bo jutro piątek. Aż żal, żeby taka piękna dziewczyna siedziała zamknięta w wieży, jak jakaś nieszczęśliwa księżniczka. O tak, skarbie! Bestia cię ocali! – Złapałam go za ramiona i potrząsnęłam niezbyt subtelnie.
-Jeśli powiem tak, ale jeśli – zupełnie nieoczekiwanie –okaże się, że między nami nie iskrzy, to dasz mi spokój? – Jego usta przybrały kształt banana, a oczy zabłysnęły.
-Oczywiście. Będę po ciebie o 18. – Cmoknął mnie w policzek, po czym zwyczajnie pobiegł w swoją stronę. Nie rozumiałam jego radości. Przecież to tylko jedno wyjście. Zupełnie nic nieznaczące wyjście.
Przez cały dzień Gar chodził, jak po wypiciu dziesięciu litrów napoju energetycznego. Jednak o naszych planach nie pisnął nawet pół słówka. Następnego wieczora zaczęłam przygotowania. Ten chłopak był moim wieloletnim przyjacielem, dlatego chciałam postarać się chociażby troszeczkę. Wzięłam prysznic, wyprostowałam włosy, po czym spięłam je w luźnego kucyka. Nawet teraz sięgały, aż samego pasa. Podkreśliłam oczy eyelinerem, a usta czerwoną szminką. Biorąc pod uwagę, iż za oknem z nieba sypał się żar, założyłam krótkie spodenki w wysokim stanem odsłaniające część pośladków. Góra przysporzyła trochę więcej kłopotów. Ostatecznie postawiłam na neonowy stanik i bardzo luźną, zakrywającą tak naprawdę tylko kawałek brzucha i plecy, szarą bluzkę. Nigdy nie wstydziłam się swojego ciała, bo niby, dlaczego? Z pod łóżka wyciągnęłam podobne kolorem do stanika szpilki.
Parę minut później usłyszałam pukanie do drzwi. Ostatni raz spojrzałam w lustro. Całkiem nieźle. Otworzyłam, a serce dosłownie podeszło mi do gardła, gdy zobaczyłam Nightwing’a. Otworzył szeroko oczy i gwizdnął pod nosem.
-Wybierasz się gdzieś? – Czułam jak moje policzki stają się czerwone, odruchowo stanęłam do niego plecami. Że też musiał przyjść akurat teraz. Wszedł do środka zamykając za sobą drzwi. –Miałem prosić cię o wyjaśnienie mi jednego z twoich raportów, ale nie będę przeszkadzał w planach. – Wzięłam głęboki oddech i jako tako opanowałam wszystkie emocje. Wysoki mężczyzna w stroju Nightwinga oparł swoje seksowne ciało o blat biurka. –Więc co to za szczęściarz? Jakiś superbohater, a może zwykły człowiek? Długo się znacie? Mogę mu powierzyć pieczę nad twoim bezpieczeństwem? – Założył ręce na tors, a ja dosłownie płonęłam w środku. Do tego jeszcze ten prowokujący uśmieszek. Zgiń! Zgiń przeklęty!
Nagle znów rozległo się pukanie do drzwi.
-Kori przepraszam za spóźnienie. –krzyknął Gar z korytarza. Ukryłam twarz w dłoniach widząc, jak lider podrywa się do otworzenia. –Ale moja koszula gdzieś się… - Urwał nagle. Wzięłam głęboki wdech i znów spojrzałam w ich stronę. Zielony zamiast ugiąć karku przed starszym, uśmiechnął się jeszcze szerzej. Klepnął przyjacielsko czerwonego ze złości Nightwing’a wchodząc zadowolony do środka. –Stary dzięki za przypilnowanie mi dziewczyny, ale teraz sam się nią zajmę. – Dosłownie pożerał mnie wzrokiem. W sumie to nie wyglądał tak źle, jak zwykle. Niechlujnie włożona w jeansy biała koszula, świetnie pasowała do sportowych butów. –Mówiłem ci już, że jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek poznałem? – Wciąż zakłopotana potrząsnęłam głową. Splótł nasze palce i pociągnął mnie do wyjścia.
-Zaraz. – Lider zagrodził nam drogę. Byłam zupełnie skołowana. Stało przede mną dwóch mężczyzn. Bestia, przyjaciel, irytujący jak młodszy brat, wciąż obsypujący mnie komplementami i Nightwing, obiekt westchnień, który jeszcze nigdy nie wykazał zainteresowania czymś więcej, niż kontaktami zawodowymi. Prawda, często robiąc “groźną minę” chronił mój tyłek przed nachalnością zielonego, ale na tym się kończyło.   
-Daj spokój stary, myślałeś, że będzie czekać na ciebie do końca życia? – Widziałam jak twarze obu przybierają bardziej surowy wyraz. –Dziewczyna ma osiemnaście lat i chce sobie poszaleć z seksownym superbohaterem.
-To była umowa. –wypaliłam bez zastanowienia, czując ogromną potrzebę sprostowania tych pierdół. –Mieliśmy wyjść razem, jeśli nie wypali Bestia daje mi spokój i szuka innej kobiety, dla której straci głowę. – Spuściłam wzrok chcąc ominąć widok ich twarzy. Ta sytuacja była niekomfortowa do potęgi.  
-Ona cię nie chce mały, zrozum to. Takie jest życie. Przestań łazić za nią jak pies.  – Gar zacisnął pięść i znienacka huknął ciemnowłosego w szczękę, na co ten nawet się nie zachwiał. Jednakże ciemna krew popłynęła mu z kącika ust.
-Ja przynajmniej mam odwagę wyznać jej, co czuję. – Wtedy obaj rzucili się na siebie, a ja stałam tylko oniemiała nie wierząc w to, co widzę.
-Jesteś idiotą. –ryknął lider siedząc zielonemu na biodrach i okładając go po twarzy. –Próbuję ją chronić, a nie jak ty, narażać na jeszcze większe niebezpieczeństwo. – Wtedy Gar zniknął, by po chwili móc pojawić się obok, jako ogromny goryl. Jednym machnięciem ręki posłał przeciwnika na szafę, która swoją drogą rozsypała się w drobny mak.
-Myślisz, że izolując ja od wszystkich mężczyzn osiągniesz cokolwiek? Powiedz jej w końcu, co czujesz, albo ja to zrobię. – Teraz stan mojego oszołomienia sięgnął zenitu.
-O czym wy do cholery mówicie? Nikt mnie od niczego nie izoluje!
-Powiedz jej Nightwing! – Obaj znów stanęli naprzeciwko siebie. Wokół dało się wyczuć silne napięcie.
-Spiepszaj stąd zanim postanowię bić się z tobą na poważnie. – Gar drgnął i przeniósł zdenerwowany wzrok na mnie.
-Po prostu żal mi na was patrzeć. Jesteście dorośli, a nie potraficie nawet szczerze porozmawiać o waszych uczuciach.  – Tracąc jakiekolwiek zainteresowanie nami wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Zostaliśmy sami i każde milczało czekając na ruch drugiego.



-I jak Bestia udało ci się? – Zdążyłem przejść jeden korytarz od jej pokoju i już złapał mnie Cyborg, obok którego stała Raven. We trójkę uknuliśmy plan, jak sprawić, żeby ten cholerny emocjonalny niedorozwój wyznał swoją miłość do Kori. Bo co, jak co, tylko ona nie zauważała tych jego łapczywych spojrzeń, tęsknych westchnień i troski, którą ją obdarzał.
-Jeśli nie zrobi tego teraz, to już nigdy.