Notka na rzuczenie Maniaka X-Menów, który jakimś cudem złapał mnie na Hangouts.
Wybacz, że tak długo to trwało to przez te "tabuny złaknionych rozdziałów czytelników". :)
Notka zainspirowana zdjęciem
Zeskoczyłem z rampy na trampolinę, a z niej wykonując potrójne salto na ziemię. Chciałem pokazać rodzicom, że jestem już gotów, by wystąpić w prawdziwym spektaklu. Przeniosłem na nich wzrok, ale oni zamiast patrzeć ściskali się i szeptali do siebie coś zaciekle. Nadąłem policzki gotów zrobić im awanturę. Jednak, gdy podszedłem wystarczająco blisko oboje wysłali mi radosne uśmiechy.
-Kochanie. - Mama przyklęknęła przede mną. Brązowe włosy, niby spięte w kucyk wciąż opadały na jej twarz. Niebieskie oczy, które odziedziczyłem, patrzyły z taką miłością, że chęć konfrontacji zniknęła bez śladu. Zadbaną dłonią dotknęła miejsca, w którym znajdowało się moje serce. -Gdy widzę cię, tam na górze, przypominasz mi maleńkiego ptaszka. - Delikatnie przejechała po konturach litery R na kostiumie. -Maleńkiego rudzika. Razem z tatą myślimy, że jesteś już gotowy. - Przez chwilę nie mogłem uwierzyć, ale w końcu rzuciłem się mamie na szyję.
-Na prawdę? Tak bardzo dziękuję! Dziękuję. Dziękuję! Dziękuję! - Skoczyłem do ojca, który zawsze był bardziej statyczny, choć właśnie za to go tak kochałem. Objął mnie ramieniem, po czym podniósł nad ziemię bez najmniejszego problemu. Kiedyś chcę być tak silny, umięśniony i zwinny, jak on! Z drugiej strony przytulił mamę, która śmiała się w najlepsze. To był najszczęśliwszy dzień mojego życia.
Niedługo później zaczęliśmy trenować do wspólnego występu. Oni mieli zacząć. Wyskakują z jednej strony. Mama robi akrobacje w powietrzu i oboje udają, że nie zdążyli złapać się za dłonie. Wtedy na niższym z drążków pojawiam się ja “ratując ją od śmierci”. Oczywiście wszystko było zupełnie bezpieczne i przemyślane. Żadne z nas ani razu nie wpadło w siatkę umieszczoną nad ziemią podczas treningów. Mama wiedziała, że ją złapię, a ja wiedziałem, że ona złapie mnie.
Złapią mnie zawsze.
Byliśmy gotowi.
Nadszedł wieczór mojego debiutu. Dyrektor cyrku zapowiedział nasze wejście:“Panie i panowie! Latający Graysonowie!” Publika zagrzmiała wiwatami i brawami. Czułem tłukące w piersi, zdenerwowane serce. Zacisnąłem pięści próbując opanować emocje. “Jesteśmy z ciebie dumni Robinku” szepnęła mi mama z wielkim uśmiechem zanim zajęli wyznaczone miejsce. Wielki reflektor rzucił snop Świtała na moich rodziców stojących na krańcu podestu. Chowałem się w cieniu obserwując ich atletyczne sylwetki machające do publiczności. Wziąłem głęboki oddech. Czas zacząć.
Trzymając w dłoniach ten sam drewniany drążek zeskoczyli w dół. Usłyszałem ciche skrzypnięcie, jednak szybko wytłumaczyłem to niedokręconymi deskami. Nagle tłum ryknął przerażony, a ja wiedziałem, że to za wcześnie. Podbiegłem do brzegu podestu. Ujrzałem skrawek pękniętej liny. Moi rodzice spadali, ale już nigdy nie mieli unieść się w górę. Krzyknąłem rozpaczliwie, lecz to nic nie dało. Wrzaski przeszył głuchy odgłos łamanych kości. Nie mogłem uwierzyć. To się nie stało! Przez chwilę czułem tylko pustkę. Nicość. Jednak zaraz zastąpił ją żal, wściekłość, rozpacz. Łzy płynęły po moich policzkach wartkim strumieniem. Zbiegłem na dół i doskoczyłem do ich ciał, wokół których zebrały się spore kałuże krwi. Mama leżała na plecach, a tata na brzuchu. Wyglądali jakby usnęli. To był koszmar. Krzyczałem próbując ich obudzić. Nie zostawiajcie mnie! Nie zostawiajcie! Czyjeś silne ramiona odciągnęły mnie na bok. Szarpałem się i krzyczałem, a ból rozdzierał mi serce na miliony kawałeczków. W głowie słyszałem śmiech mamy, głęboki głos taty, po czym dźwięk łamanych kości.
-Rodzice byli jedyną rodziną, jaką chłopiec miał. - Batman był przerażający, jednak zabrał mnie do siebie, a ja zamiast spać w wyznaczonej przez Alfreda sypialni podsłuchiwałem ich rozmowę. -Rozumiem jego najgłębszy ból. Jego najciemniejsze wspomnienie. - Przed oczami znów stanął mi obraz rodziców w kałuży krwi.
Energicznie otworzyłem oczy, zdając sobie sprawę, że to tylko sen. Usiadłem nerwowo, a mój oddech był szybki i płytki. Lata temu pogodziłem się z ich śmiercią, jednak dziś znów czułem, jak serce przekłuwa tysiące igieł. Przyłożyłem dłoń do twarzy czując piekące oczy.
Pogodziłeś się z tym Dick.
Oni odeszli.
Wziąłem głęboki wdech opierając przedramiona na kolanach. Smutek wciąż zżerał mnie od środka.
Kochałem ich, a oni kochali mnie. Ale dlaczego odeszli tak szybko!? Głęboki szloch znów wstrząsnął moją duszą. Samotna łza spłynęła po policzku zostawiając za sobą chłodny ślad.
Dziś żyłem. Ratowałem życia innych. Strzegłem sprawiedliwości. Byłem Robinem.
A oni byliby dumni.
Na pewno!
To było takie poruszające, głębokie, smutne i niestety takie prawdziwe. Na tym świecie żyją ludzie, którzy uwielbiają widok cudzej krwi. Nam się wydaje ,że takie jest życie, ale dzieci, które straciły rodziców i gnieżdżą się w domach dziecka patrzą na to zupełnie inaczej... :(
OdpowiedzUsuńDobrze piszesz, blog fajnie prowadzony ;) Zapraszam do mnie http://mlodychliga.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńNa spisie polecanych fanfiction, do którego należy Twój blog, odbywają się porządki. Nastąpiła zmiana w regulaminie i jeżeli ten blog został zawieszony bez wcześniejszego poinformowania to po miesiącu nastąpi jego usunięcie ze spisu.
Proszę o jak najszybsze poinformowanie o ewentualnej działalności.
polecane-fanfiction.blogspot.com
Pozdrawiam!
Witam ^^ Ogłasz nominację do LBA na moim blogu <3 http://mlodzi-tytani-raven.blogspot.com/2016/12/nominacja-do-lba.html
OdpowiedzUsuń