Czekam na dalsze zamówienia!!!!!
Byliśmy w środku walki – długiej i zaciętej. Slade znów
próbował nas zgładzić, jednak tym razem wyjątkowo dobrze się do tego
przygotował. Wisiałam w powietrzu wciąż ostrzeliwując nadlatujące roboty.
Ziemie pode mną zasłały zniszczone maszyny, a gdzieś wśród nich byli moi
przyjaciel, a właściwie już rodzina. Przez zaledwie chwilę omiatałam otoczenie
w ich poszukiwaniu. Wtedy kątem oka dostrzegłam odpalony laser. Nie miałam szans
go uniknąć, lecz przed samym zetknięciem, coś pociągnęło mnie w bok. Oboje
upadliśmy na ziemię, po czym przekozłowaliśmy parę metrów. Gdy nasze poplątane
ciała w końcu stanęły w miejscu zupełnie obolała podniosłam głowę. To był
Bestia. Nieruchomo leżał tuż obok. Chciałam się podnieść, dotknąć go, ale rany
i znaczny ubytek krwi zrobiły swoje. Wyciągnięta ręka opadła koło jego. Tak
długo nie byłam pewna swoich uczuć. Wmawiałam sobie, że jest przyjacielem,
drużynowym kolegą. Jednakże teraz, w obliczu śmierci, wyznałam prawdę, sama
przed sobą. Kocham go. Jeszcze raz spróbowałam dotknąć wiotkich palców, ale tym
razem kolory zaczęły blaknąć, aż pozostawiły za sobą jedynie pustą czerń.
Nie obudził mnie typowy odgłos maszyny mierzącej tętno, lecz
nieznośne chrapanie. Przełamując wszelkie trudy otworzyłam oczy. Promienie
porannego słońca przyjemnie oświetlały beżowe ściany Sali szpitalnej. Na
kanapie pod oknem leżał lider ze standardowo otwartymi ustami i wydobywającym
się z nich nieprzyjemnym dźwiękiem. Moja regeneracja przebiegała błyskawicznie,
więc już teraz mogłam usiąść oraz prawdopodobnie nawet walczyć. Zerknęłam na
drugą stronę pokoju. Tytani ustawili tu łóżko, a na nim zaintubowanego Bestię.
Musiał oberwać gorzej, niż ja. Żołądek ścisnął się w ciężki węzeł. Usiadłam na
krawędzi jego posłania, po czym delikatnie ucałowałam go w policzek. Zostałam w
takiej pozycji przez moment rozkoszując się męskim zapachem, który roztaczał.
-Błagam, obudź się. –szepnęłam mu do ucha, jednak nie
zareagował. Ciszę przerwało kolejne głośne chrapnięcie Robina. Tym razem
usiadłam na skrawku kanapy, licząc ile wacików higienicznych jestem w stanie
włożyć mu do buzi zanim się obudzi. Sześć. Skoczył na równe nogi przyjmując
jednocześnie pozycję bojową. Nie dość, że pracoholik, to jeszcze wszędzie widzi
zagrożenie.
-Ile razy jeszcze mi to zrobisz, ruda żmijo? –zapytał
bardziej rozbawiony, niźli zdenerwowany.
-Tyle, ile będziesz zasypiał z otwartymi ustami. –
Uśmiechnął się szerzej, obejmując mnie ramionami.
-Dobrze, że nic ci nie jest. – Czułam w tym uścisku coś
więcej, niż tylko przyjaźń i troskę, jednak nie potrafiłam tego odwzajemnić.
Moje myśli błądziły jedynie, przy leżącym obok chłopaku. –Wiesz, gdy byłaś
nieprzytomna –zaczął smutnym tonem, wciąż mnie trzymając. –dużo myślałem. I
postanowiłem ci coś powiedzieć, na wypadek, gdybym nie miał już okazji. – Jego
ciepły oddech muskał koniuszek ucha wywołując gęsią skórkę. –Kocham cię. –
Odsunęłam go delikatnie wbijając wzrok w ziemię.
-Przepraszam Robin.
-Oczywiście. –przerwał mi natychmiastowo zupełnie zmieszany.
–To było super głupie. Wybacz. Powinienem zachować to dla siebie. – Udawał
rozbawionego, ale po tyloletniej przyjaźni wiedziałam, iż złamałam mu serce.
-Jaki jest stan zdrowia Bestii? – Nawet nie wyobrażałam
sobie, jak bardzo może brakować mi jego głupich żartów, śmiechu, wszystkiego.
-Nie najlepszy, ale stabilny. Powinien wyjść z tego za kilka
dni. Natomiast ty powinnaś odpocząć. – Pomógł mi wgramolić się na łóżko.
–Przyniosę coś do jedzenia.
Nawet, kiedy mój stan wrócił do normalności stanowczo
odmówiłam opuszczenia szpitalnego pokoju. Całymi godzinami leżałam na swoim
łóżku patrząc na bladą twarz Bestii. Był taki przystojny, nawet obdrapany i zabandażowany.
Nadciągała noc. Cienie stawały się coraz dłuższe, pokój przybierał
pomarańczowych barw. Leżałam na boku wodząc oczami za jego miarowo podnoszącą
się i opadającą piersią.
-Słodkich snów piękna. – Podniosłam zmęczone oczy, najpierw
natrafiając na lekki uśmiech, a potem duże zielone oczy.
-Gar obudziłeś się. – Nawet nie zdawałam sobie sprawy z
tego, jak głupio gadam. Niemal natychmiastowo usiadłam na krawędzi jego łóżka. –Jak
się czujesz?
-Jesteś tu, więc całkiem dobrze. – Poczułam gorzki smak łez
w gardle, pomieszany z cholerną ulgą. –Hej… - Jego roześmiana twarz nagle
przybrała zmartwiony wyraz. –Dlaczego płaczesz kwiatuszku? – Kciukiem otarł
kropelki, których istnienia nawet nie byłam świadoma.
-Po prostu pomyślałam, co by było, gdyby cię zabrakło. – Uśmiechnął
się szeroko.
-Świat kręciłby się dalej, ale teraz jestem i to jest ważne,
nie?
-Tak, tak. – Potrząsnęłam głową wyrzucając z niej ostatnie smutne
myśli. W końcu mogłam być szczęśliwa, z mężczyzną, którego chcę, pod warunkiem,
że on również chce mnie. Jakby w odpowiedzi na wszystkie wątpliwości pociągnął mnie do siebie. Mimowolnie położyłam głowę na jego klatce piersiowej.
-Tak długo na to czekałem. – szepnął całując mnie w skroń.
Szliśmy przez park. Ja w swojej zwiewnej, błękitnej
sukience, on w jasnym podkoszulku i szortach.
-Jak długo będziesz się do mnie nie odzywać? –jęknął znudzony.
-Dopóki nie dasz mi spróbować. – Spojrzał na loda w swojej
dłoni.
-Ale to mój ulubiony smak, a ty masz swojego.
-Chcę tylko spróbować. – Westchnął ciężko i podsunął mi go
pod usta, jednak kiedy już miałam go zasmakować, zimna, lepka maź zapaćkała mi cały
czubek nosa. –Hej! To było wredne! – Gar tylko zaśmiał się widząc moją oburzoną
minę. Czasem dostawałam przez niego szewskiej pasji.
Była cała czerwona, a zarazem taka urocza. Zagrodziłem jej
drogę i pocałowałem w zabrudzony czekoladowym lodem nosek.
-Teraz smakuje nawet lepiej. – Objąłem kobiece ciało
ramionami, kątem oka dostrzegając najpiękniejszy na świecie uśmiech. Przyciągnąłem
ją mocniej do siebie. Musiałem nieźle się schylić, aby mieć usta na wysokości
ust Kori. Za każdym razem, kiedy się całowaliśmy czułem ten przyjemny dreszcz.
Byliśmy razem już kilka lat. W kieszeni zalegał mi pierścionek, ale jakoś nie
miałem odwagi. Sama myśl o tym paraliżowała mi mięśnie, nie pozwalała umysłowi
ułożyć, żadnego logicznego zdania.
-Skarbie? – Opuściłem wzrok, żeby spojrzeć w jej
zaciekawione, ale jednocześnie trochę zmartwione oczy. –Wszystko w porządku? –
Kiwnąłem radośnie głową wsuwając dłonie do kieszeni. Zacząłem obracać małym
pudełeczkiem między palcami. Ile czasu jeszcze mi to zajmie? –Uważaj! –
Pociągnęła mnie mocno za rękę ratując, przed wpadnięciem pod koła roweru. –Ale te
dzieciaki teraz nieostrożne. – Zsunęła swoją dłoń po moim ramieniu chcąc spleść
nasze palce razem, jednak coś jej przeszkodziło. Spojrzała na mnie zdziwiona. –Co
to?
-No, bo ten ja… - Czułem jak gorące powietrze rozpiera mi
płuca, a krew uderza do policzków. Chyba ta chwila nastąpi znacznie szybciej,
niż się spodziewałem. Pokazałem jej zamszowy sześciościan. –Wie, bo my już… I
ja, no… - Patrząc w jej wielkie, zielone oczy zupełnie zgubiłem wątek.
Natomiast ona zwyczajnie zachichotała radośnie.
-Tak.
-Tak? – Zarzuciła mi ręce na szyje i pociągnęła do swoich
ust.
-Zdecydowanie tak.
Kurde ... Fajne xD , nie do końca chodziło mi o pobranie się , ale i tak super ... Pewnie większość zapyta się "Czego BBxStar " , cóż moim zdaniem bardzo pasują do siebie :) mają podobne charaktery :*
OdpowiedzUsuńDzięki za suuuper notke , pisz dalej bo dobrze ci idzie :)
Woooooooooooow!!!!!! Teraz będzie Grayson vs Logan?!!!! Mam nadzieję!!!! Pierwszy blog o Kori, w którym ona woli groszka od Robcia xD.
OdpowiedzUsuń